-Zawołać lekarza! Ona się wybudza!- do moich uszu dobiegł
stłumiony kobiecy krzyk. Nie miałam siły szerzej otworzyć oczu, dlatego
widziałam tylko nikły obraz. Poczułam jak ktoś rozchyla mi powieki i
zobaczyłam, że świeci mi jakimś cholerstwem w oczy, które strasznie raziło.
Prawdopodobnie był to lekarz- stwierdziłam, gdy mogłam już normalnie spojrzeć
na to co mnie otacza i ową osobą świecącą mi w oczy był mężczyzna w białym
kitlu.
-Co ja tu robię?- chrząknęłam. Chciałam podeprzeć się na
łokciach, ale opadłam bezsilnie na łóżko.
-Trzy dni temu przywiozło Cię tu pogotowie. Prawdopodobnie
chciałaś popełnić samobójstwo przedawkowując niebezpieczne leki, ale ktoś Cię w
porę znalazł i wezwał pomoc.
-ach..- tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć.
Przypomniałam sobie wszystkie momenty najczarniejszego scenariusza jaki miały
miejsce parę dni temu.- czyli leżę tu kilka dni.
Lekarz pokiwał twierdząco głową i nie przestawał zapisywać
czegoś na karcie. Nie minęła chwila, a zostałam zawalona masą pytań o moje
samopoczucie i tym podobne. Prościej mówiąc byłam teraz uważana za psycholkę.
Gdy mężczyzna razem ze swoim „zespołem” opuścił moją salę, odetchnęłam z ulgą.
Nie miałam siły już nic mówić, wolałam pobyć sama. Co mi uderzyło do głowy, że
chciałam popełnić samobójstwo? Spojrzałam na rękę, z której wczoraj nie mogłam
zatamować krwi. Nic na niej nie miałam. Nawet siły. Czyli to wszystko było
tylko jakimś popieprzonym złudzeniem. Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi.
Ujrzałam w nich Monę. Prawdopodobnie to ona mnie znalazła wtedy w łazience.
-Boże Leah! Jak się czujesz? Boli Cię coś? Co ty odwaliłaś,
że chciałaś się zabić? Ty wiesz jak się
o Ciebie martwiłam?! – zalewała mnie milionem pytań na minutę, a ja tylko
posłusznie czekałam aż jej słowotok się zakończy.
-Boli mnie głowa, ale to dlatego, że krzyczysz.- sarknęłam i
obmierzyłam ją wzrokiem z uniesioną brwią.- dziękuje Ci, że mnie uratowałaś-
dodałam po chwili milczenia i uśmiechnęłam się do niej słabo.
-y.. za jakie uratowanie?- zdziwiła się.
-No za to, że zadzwoniłaś po pogotowie- stwierdziłam już
bardziej niepewnie.
-Le, ale to nie ja zadzwoniłam po pomoc. Mnie nie było wtedy
w internacie. To był Harry- rozdziawiłam usta z zaskoczenia.
-Od kiedy on się mną interesuje?- zapytałam ironicznie i
wygodniej położyłam się na szpitalnym łóżku.
-Wiem, że zachowuje się jak świnia. Nie tylko co do Ciebie,
ale również do chłopaków. Nikt nie wie o co chodzi, oprócz Louisa.. Musisz z
nim pogadać. Harry Przez te parę dni,
odkąd tu leżysz siedział przy twoim łóżku z tego co mówił mi Josh. Przepraszam,
że zaniedbałam naszą przyjaźń i wolałam spędzać czas z Josh’em.
Po prostu nigdy nie poznałam tak wspaniałego chłopaka jak on i
najwidoczniej „straciłam” dla niego głowę. Bardzo żałuję tego, że nie było mnie
przy Tobie wtedy, gdy najbardziej potrzebowałaś mojej pomocy. Przez swoją
głupotę olałam też studia i muszę wszystko od nowa nadrabiać.. tak mi głupio
Le.. rozumiem jeśli mi nie wybaczysz, ale naprawdę mi na tobie zależy- Mona
miała zaszklone oczy od słonych łez. Nakazałam jej gestem, żeby się do mnie
przytuliła.
-Wiem jak to jest się zakochać bez opamiętania, niestety..
*
Wizyta dziewczyny
w szpitalu scementowała naszą
przyjaźń. Rozmowa, którą przeprowadziłyśmy była czymś czego obydwie
potrzebowałyśmy od dłuższego czasu. Odwiedzała mnie przez następne półtora
tygodnia w szpitalu. 3/5 zespołu One Direction przychodziło do mnie co jakiś
czas. Oczywiście 3/5 dlatego, że Lou i Hazzy ani razu nie spotkałam odkąd tam
leżałam. Niallowi ściągnęli gips. Radość
blondyna była nie do opisania. Najbardziej dołującą sprawą w tym wszystkim była
rozpacz matki jak i dziewczynek, które przyjechały na kilka dni mnie odwiedzić.
Było mi żal mamy, że będąc w zaawansowanej ciąży musiała przejmować się swoją
psychiczną córką. Na dodatek co dwa dni przychodził do mnie psycholog, aby
pomóc mi w tych „trudnych chwilach”. Nie planowałam jednak kolejnej próby
samobójczej i nadal uważam, że byłam głupia i bezmyślna. Stałam teraz przed
wielkimi brązowymi drzwiami do domu chłopców.
Zadzwoniłam dzwonkiem kilkakrotnie. Przedreptywałam z nogi
na nogę bojąc się rozmowy z Lou. Na szczęście otworzył mi Niall jak zwykle z
przyjaznym uśmiechem i uściskiem.
-Jest Louis?- zapytałam się spoglądając za jego ramie w głąb
domu, z nadzieją na dostrzeżenie gdzieś
pasiastego.
-Powinien być w swoim
pokoju- usłyszałam w odpowiedzi od blondyna.
-Okay, dzięki. –uśmiechnęłam się i ruszyłam w kierunku
schodów prowadzących na górę gdzie znajdowały się sypialnie chłopaków.
Nieśmiało zapukałam do drzwi. Usłyszałam ciche „proszę” i weszłam do pokoju. Na
łóżku leżał Louis, patrzył się w sufit nie zwracając na mnie uwagi.
Bezszelestnie udałam się w stronę jego łóżka i usiadłam obok niego.
-Ekhem… -wydałam z siebie dźwięk, aby się na mnie spojrzał.
-Co cię tu sprowadza? –powiedział z obojętną miną.
-Chciałam porozmawiać.
-A mamy o czym? –spytał ze zdziwieniem.
-Wydaje mi się, że tak.
-Więc?
-Może ty wiesz dlaczego Harry ostatnio się zmienił?
Zachowuje się inaczej i w sumie dawno go nie widziałam. Nie poznaję go…
-Wiem…
-To może mi powiesz?
-Jego zapytaj. Ja już nie mam ochoty o tym gadać. Wczoraj
gdy rozmawialiśmy w pewnym momencie wybiegł z domu trzaskając drzwiami. Nie
chcę już mieć z nim nic wspólnego. Czy to już wszystko co chciałaś wiedzieć?
-Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać to nie pozostaje mi nic
innego jak iść.
-Cześć.
-Do zobaczenia. –pożegnałam się. Zbiegłam po schodach na dół
i wybiegłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi. Chciałam jak najszybciej znaleźć
się w mieszkaniu Harrego i mieć rozmowę z nim już za sobą. Zadzwoniłam po
taksówkę, która po 5 minutach była już na miejscu. Podałam kierowcy adres i
ruszyliśmy. Pośpieszałam co jakiś czas taksówkarza, aby przyśpieszył. Sama nie
rozumiałam swojego zdenerwowania i pośpiechu. Nareszcie dotarliśmy na miejsce.
Zapłaciłam mężczyźnie i pędem ruszyłam w stronę drzwi.
Chciałam zapukać, ale były już otwarte na oścież. Weszłam do
domu bagatelizując każdy jego kąt. Rzuciłam w jego głąb kilka razy imię
bruneta, ale nie uzyskałam żadnego odzewu. Postanowiłam udać się na piętro.
Pierwszym pomieszczeniem do jakiego weszłam była jego sypialnia. Nikogo tam nie
zastałam, oprócz kartki leżącej na niedbale pościelonym łóżku. Drżącą dłonią
sięgnęłam po nią.
Leah, nie mam pojęcia dlaczego przeczuwam, ze przeczytasz
ten list. Tak podpowiadało mi serce. Byłaś dla mnie najważniejsza od zawsze,
ale przez ostatnie parę tygodni zawaliłem na całej linii. To nie tak, ze Cie
nie kocham, wręcz przeciwnie. Po prostu balem się pogodzić z tym, co musiałabyś
się dowiedzieć. Ukrywałem przed Toba cala prawdę, ponieważ nie chciałem żebyś
ponownie cierpiała przez takiego idiotę jak ja. Oszukiwałem Ciebie, mnie i
jego- NAS. Kocham was obydwojga. Nie potrafiłem dokonać ostatecznego wyboru. Poznając
Louisa w x-factor moje Zycie się zmieniło. Wiedziałem, ze to nie jest zwykła
przyjaźń. Pokochałem go, tak mocno, jak pokochałem ciebie. Nie chciałem nikomu
o tym mówić, sam czułem do siebie obrzydzenie, ze kocham w taki sposób jakiegoś
chłopaka. Zawiodłem wszystkich, na których mi najbardziej zależało. Wiem, ze
teraz również was zawiodłem. Wtedy, gdy znalazłem Cie nieprzytomna w łazience
prosiłem Boga, abyś przeżyła. Wiedziałem, ze to z mojej winy i nie mogłem Ci na
to pozwolić. Samobójstwa podejmują się tylko tchórze, ja właśnie nim jestem.
Chciałbym byś była szczęśliwa, bez względu na to, czy ja przy tobie jestem, czy
tez nie. Kocham Cie z całego serca, kocham was wszystkich i zawsze będę kochać.
Przepraszam, ze w taki sposób Ci to
przekazuję, ale nie potrafiłem powiedzieć Ci prawdy prosto w oczy.
Na zawsze
twój Harry Xx
Zaczęłam nerwowo krzątać się
po pokoju i szarpać się za włosy. Nie potrafiłam zrozumieć co się dzieje. Moje
serce pompowało krew z co raz szybszym tempem. Jakie samobójstwo do cholery? On
chce się zabić? Nie.. nie.. to niemożliwe!
-Kurwa!- przeklęłam. Musiałam
dokładnie przeanalizować, gdzie on mógłby się zabić. Do głowy wpadło mi jedyne
miejsce, od razu ruszyłam w biegu na przystanek autobusowy. Całą drogę nie
mogłam powstrzymać łez, a co jeśli już po nim? Co, jeśli już nie żyje? Musze
tam się znaleźć jak najszybciej. Ludzie spoglądali na mnie jak na idiotkę, ale
miałam to gdzieś. Liczyło się teraz tylko jego życie. On nie może umrzeć, on
musi żyć! Dojechałam autobusem pod internat. Szybkim susem biegłam w stronę
mostu. Podbiegłam do barierki. Złapałam się za nią mocno. Do oczu napłynęło mi
co raz więcej łez…
Napis spowodował jeszcze
większe ukłucie w sercu. Spojrzałam w dół wstrzymując oddech. Miałam wrażenie,
jakby wszystko co znajdowało się na około mnie nagle znikło. Nie liczyło się
nic, oprócz leżącego ciała na drodze, otoczonego kałużą krwi. Obok Harrego
stała masa ludzi, w tym policja i pogotowie. W głowie słyszałam echo sygnału
karetki. Zaczęłam dusić się własnymi łzami. Zabrakło mi tlenu. Miałam wrażenie
jakby i ze mnie uchodziło życie. Nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet krzyku,
wszystko co czułam tłumiło się we mnie. Wszyscy starali się mu pomóc, ale ja
wiedziałam, że to już koniec, koniec nas, koniec mnie, koniec wszystkiego…
-Kocham Cię -wyszeptałam w dół.
***
Cześć wszystkim czytelnikom!:D Tutaj Wikk i Add. Naszym zdaniem jest to najsmutniejszy rozdział z wszystkich. Nie chciałyśmy zbędnie przedłużać tej historii, dlatego też jest to już ostatni rozdział. Pisząc go nawet my płakałyśmy, dlatego mamy nadzieję, że wy również się wczuliście w jego treść.
Liczymy na chociażby 15 komentarzy. Wtedy pojawi się epilog. Już niedługo powinien pojawić się epilog.
Pozdrawiamy:)