Półtora roku później, Londyn.
Złapałam lekko za klamkę mosiężnych, drewnianych drzwi. Po
naciśnięciu jej od razu rzuciły mi się w oczy wielkie dwa łóżka, rozciągnięte
lustro nad komodą, dużych rozmiarów okna, które straciły swój blask zostając
zakrytymi ciemnymi, grubymi zasłonami, na których osadzał się ciężki kurz.
Uniosłam dwie strony zasłon i szybkim ruchem odgarnęłam w boki tak, abym w
końcu mogła ujrzeć widok za oknem. Wygląd na park przed internatem nie był
najgorszym. Rozglądnęłam się bardzo dokładnie po pokoju. Do nozdrzy dostawała
mi się dość dziwaczna woń. Staroci? Tak to chyba dobre stwierdzenie na cały
gmach, łącznie ze szkołą, której dość dokładnie zdążyłam się przyjrzeć. Jednak
to wszystko miało w sobie to coś.. te kilkadziesiąt lat tradycji i historii w
sobie, aby nikt nie zapomniał przeszłości tej szkoły, która tętniła kiedyś
zupełnie innym życiem. Mimowolnie uśmiechnęłam się do swojego odbicia w
lustrze, wpatrując się w swoje rysy. Na mojej twarzy od ubiegłych wakacji,
wciąż pojawiał się sztuczny uśmiech,
przez to wszystko nie potrafiłam się szczerze uśmiechnąć, okłamywałam siebie
samą.. Usiadłam na skrawek łóżka. Czekałam na Monę, która po chwili wparowała
do naszego pokoju cała w skowronkach.
-Ten rok będzie najlepszym w naszym życiu, na korytarzu
widziałam taaaaaakie ciacho!- pisnęła ciągnąc mnie za rękaw bluzki, mając
nadzieję na nasz TANIEC SZCZĘŚCIA wykonywany przez nas zawsze gdy wydarzyło się
coś niezwykłego. Jednak zauważyła mój brak entuzjazmu.
-Z pewnością będzie. – uśmiechnęłam się do niej słabo,
wpatrując w wiklinowy kosz stojący przed moim łóżkiem. Ja i Mona właśnie dziś
przekroczyłyśmy próg uczelni, do której pragnęłyśmy się dostać. Pomimo
ciężkiego materiału jaki był w Holmes Chapel dałam radę, a raczej dałyśmy radę.
To dziś miałyśmy zacząć spełniać nasze marzenia, dążyć do tego czego potrzeba
każdemu, a mianowicie szczęścia. Moją definicją szczęścia było dokonać celu
jakiego sobie postawiłam, chodzi tu o dobre wyniki i świetną pracę.
Potrzebowałam tylko tego, nie miałam już dla kogo się starać, nie byłam już w
żaden sposób przez kogoś kochana. Nie wliczając w to rodziny oczywiście.
-Uwierz mi, na pewno zapomnisz o Harrym.- szepnęła mi
przyjaciółka lustrując mnie wzrokiem i łapiąc za dłoń mocno ściskając w celu
dodania mi otuchy, jednak tej całej otuchy nie czułam. Nic nie czułam, nie chciałam nic czuć. Nie odpowiadało mi ciągłe
użalanie się nade mną mojej przyjaciółki. Doskonale wiedziała co czuję, nie
ukrywałam przed nią żadnej złej emocji, wiedząc iż mogę powiedzieć jej wszystko.
W każdym razie nie miałam również ochoty przy niej dolepiać sobie sztucznego
uśmiechu, to było zbyt przytłaczające.. snuć się całymi dniami i uśmiechać,
przy niej mogłam być sobą. Westchnęłam głęboko, opierając się o ścianę.
-Idę zapoznać się z okolicą.- dziewczyna tylko przytaknęła
nie odrywając wzroku znad walizki, z której wypakowywała swoje rzeczy. Idąc
korytarzem witałam się z wieloma osobami. Każdy wydawał mi się przyjazny i
ciekawy na swój sposób, miałam nadzieję na lepsze kontakty z nimi niż z osobami
z Holmes Chapel. Wszystko czego potrzebowałam w tym momencie to samotność. Jak
najszybciej udałam się do sekretariatu po wypis na dwie godziny i opuściłam
bramy internatu. Postanowiłam podążyć spokojniejszymi uliczkami..
takimi gdzie
jest wiele zdesperowanych osób w pewien
sposób jak ja, snujących się bez największego entuzjazmu i raz po raz
uśmiechających się sztucznie, aby pozbyć się zbędnych pytań typu „Czy wszystko
w porządku?” Ludzie w Londynie byli cholernie mili, odpowiadało mi to, ale również
drażniło. Mojej uwadze nie umknęły ogromne banery reklamowe z ONE DIRECTION. Z
zespołem, do którego należał mój Harry. To znaczy kiedyś mój, teraz już nie.
Krótko po X Factor zerwał ze mną.
-Leah – loczek ujął dłońmi moją twarz. Ciekawiło mnie co chcę
powiedzieć. Na pewno nie chodziło tu o życzenia urodzinowe, przecież urodziny
mam dopiero jutro.
-No mów głupku, zaraz musimy iść na obiad do twojej mamy.- odparłam
promieniejąc. Chłopak jednak zaczął dreptać
z nogi na nogę, nie puszczając mojej twarzy i spoglądając swoimi
zielonymi tęczówkami w moje. Niepokoił mnie swoim zachowaniem. Przewidziałam
najgorsze.- to wszystko stało się tak szybko, teraz potrzebują czasu na
śpiewanie, rozwijanie się i osiągnięcie celu, chyba rozumiesz jak to jest..-
wyswobodziłam się szybkim ruchem z jego rąk obejmujących moją twarz, uciekłam.
Najprościej w świecie uciekłam zalana łzami.
Osoba, którą kochałam najbardziej
na świecie i ufałam bezgranicznie odeszła dzień przed moimi urodzinami.
Usiadłam na jednej z ławek w parku. Poczułam się dość słabo poprzez przywołanie
najgorszych wspomnień. Łzy same powędrowały linią policzków w dół,
tak że
poczułam ich słony smak na wargach. Przetarłam spuchnięte oczy i założyłam na
nos Raybany. Oparłam się o ławkę żeby trochę porozmyślać i dać upust emocjom. Nie
byłam zła na Harrego, wręcz przeciwnie byłam z niego dumna. Rozumiałam w pełni,
że chce spełnić swoje marzenia. Gdyby nie poszedł do X factor..
Nie, nie, nie WRÓĆ! Żadne
gdybanie nie ma w tym momencie sensu. Brakuje mi go co raz bardziej. Chociaż
minęło już półtora roku, ja nadal czułam do niego to co wtedy. To uczucie być
może było trochę silniejsze. Nie mogłam pojąc dlaczego moje głupie, ledwo
złożone w całość serce nadal bije jak oszalałe, gdy moje oczy widzą go w prasie
lub w telewizji. Czas szybko zleciał.. Peam urodziła i odważyła się powiedzieć
ojcu dziecka, że to z nim zaszła w ciąże. Podziwiałam ją za to, że odważyła się
na takie coś. Teraz mają szczęśliwą rodzinkę. Ona, Dylan i mała Abby.. Beniamin
wraz z moją mamą pobrali się, Ginny radykalnie zmieniła swój wygląd i szczerze
się zakochała, natomiast Libby łamie serca! Wszyscy się zmieniają, jednak moje
życie nadal stoi w miejscu. Nadal dąży do tego co nie ma sensu. Harrego życie zmieniło się o 360 stopni.
Która dziewczyna nie chciałaby go teraz co najmniej dotknąć? Pomyśleć, że jakiś
czas temu był cały mój.. zabawne. Rose po naszym zerwaniu stwierdziła, że
osiągnęła to czego pragnęła, a nawet więcej. Jej nienawiść do mnie była dla
samej mnie jak i innych otaczających nas osób czymś niezrozumiałym. Całą istotą
mojego problemu było to, że nie myślałam nad tym jak po Loczka występie może
zmienić się jego życie i moje. Oglądałam każde wywiady chłopców, tylko do jego wypowiedzi.
Dwa miesiące przestałam. To miało na
mnie zły wpływ, jeszcze bardziej się przez to pogrążałam. Dlaczego żyłam
przeszłością? To pytanie nie daje mi spokoju od dłuższego czasu. Postanowiłam
ruszyć tyłek z ławki, robiło się co raz bardziej chłodno. Zauważyłam dość miłą
kawiarenkę na rogu tuż za parkiem, udałam się wolnym krokiem w jej stronę przy
okazji upewniając się, że mam przy sobie pieniądze. Razem z nimi w mojej
jesiennej kurtce leżał telefon. Spojrzałam na ekranik. Kilka połączeń od Mony i
mamy. Zadzwoniłam najpierw do pierwszej.
-No co jest?- spytałam drżącym
głosem, nadal dochodząc do siebie po
przypomnieniu sobie tych złych chwil.
-Leah znowu płakałaś? Nie możesz
wiecznie się nim przejmować!- krzyknęła
na mnie Mona.
-Ej, ej spokojnie. Nie płakałam
tylko.. zimno mi i po prostu tak jakoś
mi głos drży.- faktycznie był duży ziąb.
-Jasne jasne. Słuchaj kartę do
pokoju zostawiam w sekretariacie, a ja idę do Josh’a.
-Josh’a?- spytałam niepewnie.
-No tak, to jest ten przystojniak
którego spotkałam na korytarzu. Idę razem z nim na imprezę tu w okolicy. Papa
-No dobra tylko się nie upij tak
jak ostatnio.- uśmiechnęłam się do słuchawki wspominając ostatnią imprezę w
naszym miasteczku.
-Dobrze mamo.- choć jej nie
widziałam, byłam pewna iż na jej twarzy był zarys uśmiechu. Odłożyłam telefon
do kieszeni i weszłam do kawiarni. Po około godzinie opuściłam ją i
postanowiłam wrócić do internatu. Odebrałam kluczę i po 5 minutach byłam w
swoim pokoju. Rzuciłam się zrezygnowana na łóżko, nie wiedząc co począć.
Złapałam laptopa i weszłam na bloga mojego i Mony, na którym nadal działałyśmy.
Czasem miałam wrażenie, że nie nadaję się na psychologa. Częściej potrzebowałam
sama pomocy niż jej udzielałam..
Przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do
mamy.
-Cześć kochanie.- rzuciła mama
automatycznie po odebraniu telefonu.
-Cześć mamo.- odpowiedziałam
smętnie.
-Jak tam pierwszy dzień w szkole?
Poznałaś jakiś chłopaków?- Odkąd Harry ze mną zerwał, mama ciągle
poruszała tematy związków, jakby to było
najważniejsze.
-Nie, nikogo nie poznałam. Szkoła
na ogół jest spoko. Starodawny wygląd i takie tam, ale odpowiada mi ten klimat.
-Cieszę się, że Ci się podoba. Beniamin
kazał mi przekazać Ci pozdrowienia.
-Podziękuj mu i również go
pozdrów, bliźniaczki też. Wiesz co? Muszę kończyć, Mona potrzebuje mojej
pomocy.- skłamałam, aby skończyć tą rozmowę.
-Dobrze słońce, pamiętaj żeby się
odzywać i dawać jakiś znak życia. Kochamy Cię.
-Ja was również hej. –i
rozłączyłam się. Mimo wszystko ostatnie słowa mamy dodały mi otuchy. Poczułam
ciepło na sercu, że jednak coś dla kogoś znaczę. Przebrałam się w piżame i
położyłam spać. Jutro czeka mnie ciężki dzień.
*
Obudziły mnie jakieś szmery i
hałasy. Zapaliłam szybko lampkę obok
łóżka i ujrzałam Monę, która leżała jak długa przed łóżkami, a obok były
rozrzucone rzeczy z torebki. Zaczęłam się głośno śmiać, ale po chwili się opanowałam bo
panowała cisza nocna.
-Co ty robisz?- zapytałam
pomagając jej wstać. Zaczęła coś bełkotać co oznaczało, że znowu była
wstawiona. Śmiałam się cicho pod nosem i posadziłam na jednym z łóżek,
zaczynając pomagać jej w przebraniu się.
-Leah jak ja Cie kooooochaaaaaam.
Kupisz mi psa? Psy są fajne bo wiesz.. są psami, nie?- znowu coś bełkotała, a
ja w skupieniu rozwiązywałam jej buty.
-Kupię, kupię. Ściągaj bluzkę bo nie dam Ci rady.
-Le ja wolę chłopców, wybacz.-
gadała ledwo przytomna.
-Haha uwierz mi nie mam zamiaru Cię
tu molestować bynajmniej nie w twoim stanie, tylko pomagam.
-Swoją drogą, nie uwierzysz kogo
spotkałam w jednym z akademickich klubów. Harrego, czaisz to? Harrego z jego
kolegami. No ja pierdole idę spać w ciuchach.- zaczęła mi się wyrywać widząc
moje trudności z jej przebieraniem . Zaważyłam, że pobladła, pobiegłam po miskę
do łazienki i podałam jej. Od razu się na nią rzuciła wymiotując. Po chwili
dotarło do mnie, że widziała Harrego a może jej się przewidywało? W końcu jest
nieźle wstawiona. Nie rozumiem.. do akademika mają wstęp tylko studenci naszej
szkoły. Pogadam z nią o tym jutro, oby coś zapamiętała. Wróciłam do swojego
łóżka i zgasiłam nocną lampkę. Kilka minut Mona coś jeszcze bełkotała, ale ja
byłam zamyślona o Harrym. Co jeśli na serio ma coś wspólnego z naszą uczelnią?
Oby nie ..
*
Z rana przywitał mnie głośny
dźwięk dzwonka.
-wyłącz to debilu! Łeb mi pęka. –
rzuciła do mnie Mona z wyrzutami.
-Nie trzeba było tyle pić
kochanie.- dogryzłam jej na co ona tylko przewróciła oczami i zwlokła się z
łóżka siadając na jego skrawku. Wzięłam z torebki tabletki na kaca i podałam
przyjaciółce wraz z pełną szklanką wody.
-Pora się ogarnąć za godzinę mamy
wykłady!- krzyknęłam z łazienki, w której się malowałam.
Zdecydowałam się na
zwykłe ciuchy:
Natomiast Mona ubrała to:
Wrzuciłam do luźnej czarnej torby
ksiązki, długopisy i ołówki. Zarzuciłam na ramię. Czekałam na Monikę, która
malowała się bardzo długo. Chyba chciała się spodobać specjalnie dla Josh’a.
Wzięłam w dłonie Iphone’a oglądając tweety Harrego..
„ Niezwykła impreza, oby było ich
więcej! Xx „ Czyli naprawdę tam był. Szczęka mi opadła. Zobaczyłam, że Mona mi
się przygląda od dłuższego czasu. Zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam do drzwi. Po
10 minutach byłyśmy pod salą lekcyjną. Cała lekcja minęła nudno, nie
spodziewałam się niczego specjalnego, więc to nie było dużym zaskoczeniem.
Profesor był jeszcze bardziej nudniejszy niż omawiany przez nas temat. Kątem
oka spoglądałam na przyjaciółkę i jej nowo poznanego znajomego. Kojarzyłam go
skądś, nadal nie wiem skąd, ale na pewno już go widziałam. Po całym dniu męczących
i dołujących zajęć udałam się do biblioteki, aby wypożyczyć coś ciekawszego.
Gdy przeglądałam zakurzone regały książek, dostrzegłam dziwny wzrok
bibliotekarki.
-Czy coś się stało?- zapytałam
otwarcie.
-Nie po prostu dziwi mnie, że
ktoś tu jeszcze przychodzi. Mało studentów czyta w naszej szkole jakiekolwiek
książki.- uśmiechnęłam się radośnie i powróciłam do przeglądania półek. Nagle do
tej oazy spokoju wparowała moja rozpromieniona przyjaciółka.
-Leah wiedziałam, że Cię tu
znajdę. Przy okazji weź coś dla mnie.- skinęłam głową na znak zrozumienia.-
dziś wieczorem zostałyśmy zaproszone do tej kawiarni niedaleko internatu.
-Przez kogo?
-Josh’a! Mówił, że gra na
perkusji w jakimś popularnym zespole i chcę nas z nimi zapoznać bo na imprezie
nie miał okazji, a ja się zgodziłam. No proszę pójdziemy razem?- Zespół?
Perkusja, popularny zespół… No właśnie! Walnęłam się z otwartej dłoni w czoło.
-Mona idiotko on gra w One
Direction!- krzyknęłam na nią, i poczułam karcące spojrzenie bibliotekarki. Nie
wiem o co jej chodziło, przecież prawie nikogo nie było oprócz kilku osób
odrabiających jakieś prace.
-Ups..- pisnęła wystraszona.- Leah
przepraszam ja.. ja nie pomyślałam, ale teraz musimy iść. Josh mówił, że jeden z
chłopaków się nie zjawi bo ma inne plany, może chodziło o Harrego?
-Miejmy nadzieję.- odparłam, stukając
w biurko bibliotekarki, która zapisywała mnie na liście.
SIESIESIEMA WAM. Dodaję rozdział jednak już dziś. Jutro również dodam ja ponieważ mam dość wiele pomysłów, i mam nadzieję że o nich będę pamiętać. Przepraszam po raz 2456 za błędy, ale dodaję mniej więcej na czas jak obiecałam. Kocham wszystkich co komentują *.* Na prawdę, nawet nie wiecie jak bardzo dla mnie są ważne wasze opinie i to, że doceniacie co piszemy. Daję nam to więcej weny.